Tłusty Czwartek - Idź i grzesz więcej. Dziś Ci się upiecze.
Tłusty Czwartek vel Paczki Day nastał.
Jak co roku.
Jak to jest z mityczną szkodliwością pączków dla naszego zdrowia i dlaczego jest na swój sposób lepiej, niż wydaje się być?
Dawka czyni truciznę - oczywiście, ale ileż pączków musielibyśmy zjeść, by się zatruć?
Nie mówimy zatem też o szkodliwości smażenia, punkcie dymienia, wpływie związków aromatycznych na problemy pęcherza itp. Nie ta dawka pączków, nie ta częstotliwość Tłustych Czwartków. No i...
"Nie dziś Jacek, NIE W TŁUSTY CZWARTEK!!!"
Pączek to 300 - 400 kcal. To wiedza ogólnie dostępna. Nieweryfikowalna dla przeciętnego Kowalskiego, ale ogólnie akceptowana. Dzienne zapotrzebowanie energetyczne organizmu to 2000 - 3000 kcal. Teoretycznie zatem, pomijając wątek zapotrzebowania na białko, witaminy, minerały, nie jest źle. Nie jest źle, przyjmując wchłonięcie dziś paru raptem pączków i solenne postanowienie "do końca dnia już niczego nie tknę prócz kieliszka wina na poprawę krążenia itp" (czyt. za dwie godziny i tak rzucę się na lodówkę, ale póki co wierzę, że fatum mnie nie dotyczy).
Pączki to węglowodany i tłuszcz z homeopatyczną domieszką owoców, lub czekolady w nadzieniu. O aspekcie pozytywnego wpływu owoców i kakao na zdrowie człowieka - jak wyżej - nie dziś Jacek, NIE W TŁUSTY CZWARTEK!!!
Wyrzut insuliny - wiemy o nim niemal wszyscy, a przynajmniej ta dużo większa połowa z nas wie.
Chyba wie.
W uproszczeniu zjemy za dużo cukru, odczekamy zbyt długo bez jakiejkolwiek aktywności fizycznej i cyk - cukier wzrasta, trzustka szaleje, cukier maleje, komórki wchłoną co mogą, lub nie, reszta cukru pójdzie w boczki, trochę oklei nam hemoglobinę, pójdzie do nerek. Potem cukier spada poniżej dajmy na to 70 mmol/dL (przygotowałem się), robimy się senni, rzucamy się na lodówkę. I tak kręci się ten cykl życia.
Kto ma insulinooporność, do tego dociera powaga sytuacji. Do cukrzyka dawno już dotarła niestety.
"Nie dziś Jacek, NIE W TŁUSTY CZWARTEK!!!".
Dlaczego jest lepiej, niż wydaje się być? Co przyjęte na wiarę mooooże zagłuszy nasze poczucie winy choć odrobinę?
Otóż... Tłuszcz - to paskudztwo, w którym smażą przemysłowo pączki - zwykły olej rafinowany cieszący się złą sławą, czy cokolwiek, co w zasadzie bez jakichkolwiek konsekwencji możemy wlać do każdego niemal paroletniego diesla w proporcji 50/50 ze zwykłą ropą. Do mojego Citroena zatankować na pewno można, aczkolwiek ten MUSI mi przetrwać jeszcze chwilę.
Do brzegu.
Jak zatem działa?
Tłuszcz dostarczony do organizmu wraz z cukrem swoiście okleja tenże cukier spowalniając jego uwalnianie do krwiobiegu. Skutek jest taki, że cukier co prawda wzrasta, a potem spada, ale dzieje się to dużo wolniej i mniej spektakularnie, niż gdy wciągamy czyste węgle wraz z miodem, czy młócąc słoiczek ulubionego dżemu "tego z dużymi kawałkami truskawek" itp.
Dojdziemy niemniej i tak do spadku do wspomnianych wyżej 70 mmol/dL, ale później.
I TO RATUJE NAS PRZED DOKŁADKĄ niemal tak samo długo, co reklamy na Polsacie, które za każdym razem wydłużają o dobre 40 minut agonię Di Caprio w "Titanicu". Pamiętajmy na czas o winie. Wino spożyte wieczorem przyspieszy nadejście snu. Choć nie poprawi jego jakości, to być może uratuje lodówkę przed wieczornym plądrowaniem jej zawartości.
Rano i tak będzie nam już wszystko jedno.
A zaliż czy Tłusty Piątek jakkolwiek może równać się Tłustemu Czwartkowi?
No nie, nie może. Dzień Pizzy jest już tylko Dniem Pizzy.
Smacznego Tłustego Czwartku.
Jak co roku.
Jak to jest z mityczną szkodliwością pączków dla naszego zdrowia i dlaczego jest na swój sposób lepiej, niż wydaje się być?
Dawka czyni truciznę - oczywiście, ale ileż pączków musielibyśmy zjeść, by się zatruć?
Nie mówimy zatem też o szkodliwości smażenia, punkcie dymienia, wpływie związków aromatycznych na problemy pęcherza itp. Nie ta dawka pączków, nie ta częstotliwość Tłustych Czwartków. No i...
"Nie dziś Jacek, NIE W TŁUSTY CZWARTEK!!!"
Pączek to 300 - 400 kcal. To wiedza ogólnie dostępna. Nieweryfikowalna dla przeciętnego Kowalskiego, ale ogólnie akceptowana. Dzienne zapotrzebowanie energetyczne organizmu to 2000 - 3000 kcal. Teoretycznie zatem, pomijając wątek zapotrzebowania na białko, witaminy, minerały, nie jest źle. Nie jest źle, przyjmując wchłonięcie dziś paru raptem pączków i solenne postanowienie "do końca dnia już niczego nie tknę prócz kieliszka wina na poprawę krążenia itp" (czyt. za dwie godziny i tak rzucę się na lodówkę, ale póki co wierzę, że fatum mnie nie dotyczy).
Pączki to węglowodany i tłuszcz z homeopatyczną domieszką owoców, lub czekolady w nadzieniu. O aspekcie pozytywnego wpływu owoców i kakao na zdrowie człowieka - jak wyżej - nie dziś Jacek, NIE W TŁUSTY CZWARTEK!!!
Wyrzut insuliny - wiemy o nim niemal wszyscy, a przynajmniej ta dużo większa połowa z nas wie.
Chyba wie.
W uproszczeniu zjemy za dużo cukru, odczekamy zbyt długo bez jakiejkolwiek aktywności fizycznej i cyk - cukier wzrasta, trzustka szaleje, cukier maleje, komórki wchłoną co mogą, lub nie, reszta cukru pójdzie w boczki, trochę oklei nam hemoglobinę, pójdzie do nerek. Potem cukier spada poniżej dajmy na to 70 mmol/dL (przygotowałem się), robimy się senni, rzucamy się na lodówkę. I tak kręci się ten cykl życia.
Kto ma insulinooporność, do tego dociera powaga sytuacji. Do cukrzyka dawno już dotarła niestety.
"Nie dziś Jacek, NIE W TŁUSTY CZWARTEK!!!".
Dlaczego jest lepiej, niż wydaje się być? Co przyjęte na wiarę mooooże zagłuszy nasze poczucie winy choć odrobinę?
Otóż... Tłuszcz - to paskudztwo, w którym smażą przemysłowo pączki - zwykły olej rafinowany cieszący się złą sławą, czy cokolwiek, co w zasadzie bez jakichkolwiek konsekwencji możemy wlać do każdego niemal paroletniego diesla w proporcji 50/50 ze zwykłą ropą. Do mojego Citroena zatankować na pewno można, aczkolwiek ten MUSI mi przetrwać jeszcze chwilę.
Do brzegu.
Jak zatem działa?
Tłuszcz dostarczony do organizmu wraz z cukrem swoiście okleja tenże cukier spowalniając jego uwalnianie do krwiobiegu. Skutek jest taki, że cukier co prawda wzrasta, a potem spada, ale dzieje się to dużo wolniej i mniej spektakularnie, niż gdy wciągamy czyste węgle wraz z miodem, czy młócąc słoiczek ulubionego dżemu "tego z dużymi kawałkami truskawek" itp.
Dojdziemy niemniej i tak do spadku do wspomnianych wyżej 70 mmol/dL, ale później.
I TO RATUJE NAS PRZED DOKŁADKĄ niemal tak samo długo, co reklamy na Polsacie, które za każdym razem wydłużają o dobre 40 minut agonię Di Caprio w "Titanicu". Pamiętajmy na czas o winie. Wino spożyte wieczorem przyspieszy nadejście snu. Choć nie poprawi jego jakości, to być może uratuje lodówkę przed wieczornym plądrowaniem jej zawartości.
Rano i tak będzie nam już wszystko jedno.
A zaliż czy Tłusty Piątek jakkolwiek może równać się Tłustemu Czwartkowi?
No nie, nie może. Dzień Pizzy jest już tylko Dniem Pizzy.
Smacznego Tłustego Czwartku.
Komentarze
Prześlij komentarz