Dzień Grzeczności za Kierownicą, czyli jak uprzejmie stać w korku i nie zwariować

Każdy gdański kierowca zna ten moment: godzina 16:45, zapadasz w głęboki trans kontemplacji tylnego zderzaka samochodu przed sobą, radio gra coś, czego nie słyszysz, bo wpatrujesz się w zegar na desce rozdzielczej z determinacją godną kontrolera lotów. Kiedyś wyjechałeś z pracy z intencją dotarcia do domu, ale teraz to już tylko walka o przetrwanie.

Dziś Dzień Grzeczności za Kierownicą. To doskonała okazja, by przyjrzeć się temu unikalnemu zjawisku - kierowcom z Trójmiasta i ich nieśmiałym próbom naśladowania rosyjskich i hinduskich mistrzów kierownicy.

Rosyjscy kierowcy traktują drogi jak arenę, gdzie jedyną zasadą jest brak zasad. Gdyby polscy kierowcy mieli być porównani do tych ze Wschodu, to niechybnie zyskałaby na tym jedynie branża ubezpieczeniowa. Dziury? Normalne. Mróz? Dobra wymówka do kręcenia piruetów. Klakson? Przedłużenie duszy kierowcy. Gdybyśmy w Gdańsku zastosowali ich metody, zapewne zamiast korków mielibyśmy epickie sceny z filmów akcji. U nas zazwyczaj to nie przejdzie - Polak w korku stara się siedzieć i cierpieć w milczeniu, poruszając się z prędkością żółwia na emeryturze.

W Indiach rzeka pojazdów płynie nieprzerwanie, tworząc harmonię klaksonów, rowerów, riksz, krów i pieszych, których nikt nie zauważa, ale wszyscy szanują. Gdyby gdańscy kierowcy spróbowali tego stylu, to na Hucisku, przy de la Salle, czy na Armii Krajowej wybuchłaby panika. Zbyt wiele zasad, las sygnalizacji świetlnej, a przede wszystkim - zbyt wiele wewnętrznych barier psychicznych uniemożliwiających wciśnięcie się w lukę wielkości przeciętnego smartfona.

Jazda w godzinach szczytu po Gdańsku przypomina osobliwy test psychologiczny. Na przykład wjeżdżasz na skrzyżowanie, a tam czeka na ciebie wyzwanie - zbyt późno na hamowanie, ale za wcześnie na ucieczkę. Z kolei manewr zmiany pasa to jak negocjacje dyplomatyczne - najpierw długie spojrzenia, potem delikatne błyskanie kierunkowskazu, na końcu żałosne błaganie, by ktoś cię wpuścił.

Tymczasem rowerzysta (którym jestem i ja), ten odważny gladiator ścieżek rowerowych, przejazdów na skrzyżowaniach, dzielnie próbuje nie zginąć w konfrontacji z kierowcą SUV-a, który „nie zauważył” pasa rowerowego na Jana Pawła II, bo akurat odpalał kolejnego e-papierosa. Szczególnie  chyba na Mevo jesteśmy dla kierowców tym, czym dla średniowiecznych chłopów były wilkołaki - przerażające, tajemnicze i z pewnością czyhające na ich dusze istoty i często są to uzasadnione obawy. Nasza obecność na drodze uznawana jest za atak osobisty, a każda próba ominięcia nas w bezpiecznej odległości traktowana jak zdrada własnego auta. Statystyczny polski kierowca widzi rowerzystę i przeżywa wewnętrzny konflikt: wyprzedzić na milimetry, czy może dodać gazu i zademonstrować mu, jak brzmi i dymi prawdziwe Tdi?

Jak zatem przeżyć Dzień Grzeczności za Kierownicą w Gdańsku?

- Gdy ktoś cię wpuszcza na pas ruchu, nie patrz na niego jak na frajera, tylko pomachaj ręką - to nie kosztuje, a sprawia, że czujesz się człowiekiem.

- Klaksonu używaj oszczędnie - to nie samograj do rytmicznego wyładowywania frustracji.

- Nie hejtuj rowerzystów - mamy gorzej, bo nasz zderzak to nasze własne żebra.

- Jeśli widzisz, że ktoś w korku płacze, nie oceniaj - być może po prostu liczył na to, że kiedyś jeszcze wróci do domu.

Tak więc, drodzy kierowcy, w tym szczególnym dniu spróbujmy być dla siebie choć trochę bardziej mili. Bo w korkach i tak wczesnej czy później utknie każdy z nas. Niech przynajmniej będzie to podróż w dobrym towarzystwie.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tetrycy kontratakują. Powoli. Z zadyszką. (o facetach)

Tłusty Czwartek - Idź i grzesz więcej. Dziś Ci się upiecze.

Chrzest 966. Wersja 2.0