Rwa kulszowa mać! (o kobietach)
Dziś Dzień zdrowia.
Zdrowia...
Skupmy się na kobietach. Tych z szóstym krzyżykiem na karku.
Jest dobrze?
Statystycznie... W zasadzie nieźle. Czasem. A na pewno zdrowotnie lepiej, niż u nas - czytający to panowie.
Kobieta po pięćdziesiątce to dziś istota wielofunkcyjna. Pracuje, dogląda dzieci, walczy z menopauzą, protestuje przeciwko plastikowym słomkom i jeszcze zdąży upiec ciasto z mąki migdałowej, żeby nie wyjść na ignorantkę glutenową. Niestety, w tym całym multitaskingu często staje się... tetrykiem w spódnicy.
Nie chodzi tu o siwe włosy ani zmarszczki – nie, te są piękne, godne i modne. Chodzi o to, że niektóre panie po pięćdziesiątce zgrabnie wpadają w tryb: "Wszyscy mnie zawodzą, a ja już wszystko wiem”. To już nie życiowa mądrość. To stan permanentnego psychicznorodzinnego wypalenia zawodowego z domieszką niedopieszczonej duszy i… rwą kulszową.
Zaniedbania emocjonalne? Obecne!
Ostatni raz mówiłaś sobie coś miłego w '98? Czułość została wymieniona na kontrolę, lekkość na grafik Excelowy życia. Seksualność? Uznana za relikt PRL-u. "Po co mi facet, skoro i tak wszystko muszę robić sama?” - pyta dumna samotna kobieta z kubkiem kawy i pretensją do świata. A potem przegląda Tindera, marudząc, że "wszyscy są niskiego wzrostu, głupi i chcą tylko jednego”. Cóż, ty też możesz chcieć tylko jednego, ale najpierw musisz przestać być dla siebie najgorszym hejterem.
Hobby? A gdzie czas?
No właśnie. Czas zjadły obowiązki, potrzeba ratowania świata i lokalnego chóru parafialnego. Żadne jogi, żadne tańce, żadne samotne wypady w Bieszczady. "To niepoważne w tym wieku”. A Brigitte Bardot się śmieje. U niej zawsze był pies, czerwone usta i nonszalancja - nawet w wieku 80 lat, nawet w kapciach. Wiesz, co ją uratowało? Luz. I niewchodzenie w rolę Matki Teresy z hiperwentylacją.
Kortyzol jak z dyskoteki w latach 90tych.
Przepracowanie, poświęcenie, misja życiowa. Wszystko super. Tylko że twoje nadnercza płaczą, a lędźwie piszą petycję o emeryturę. Do tego mesjanizm w relacjach - "Ja go uratuję", "Ja go zmienię", "Ja mu pokażę" - to nie działa od czasu, gdy Chrystus stanął po prawicy Ojca. Faceci nie chcą zbawienia. Chcą świętego spokoju i kobiety, która ma hobby inne niż ocena ich zachowania.
Zmień więc kurs! Zacznijmy od prostego ćwiczenia: "Jestem kobietą. I to jest zajebiste". Tak, nawet z rwą. Zrób coś dziś tylko dla siebie. Idź na spacer. Odpisz temu dziwnemu facetowi z Tindera, który wygląda jak weterynarz, ale może ma psa i dobre serce. Przestań oczekiwać, że mężczyzna będzie terapeutą, księciem i hydraulikiem w jednym, a do tego przeczyta w myślach, że ma schudnąć itp. Ty też nie jesteś Brigitte Bardot i nikt Ci tego nie wypomina - ale możesz być jej wersją deluxe. Wersją, która znowu siebie lubi.
Nie chodzi o to, żeby się zmieniać dla świata. Chodzi o to, by odzyskać siebie - tę, która się śmieje, bawi, podrywa kelnera i czasem robi głupoty. Bo kobiecość nie ma wieku. Ma stan ducha. A jak ten duch się rozciągnie na jodze i rozluźni po kieliszku wina, to nawet rwa przestaje dokuczać.
A może pora przestać być swoją własną szefową HR, kucharką, pielęgniarką, psychoterapeutką, księgową, cieślą i egzorcystką od cudzych demonów?
Może czas zatrudnić siebie jako... przyjaciółkę?
Przyjaciółkę, która mówi: "Ej, kup te czerwone buty, zapisz się na ten taniec brzucha, przestań sprawdzać, czy mąż zjadł zupę i zacznij sprawdzać, czy TY zjadłaś dziś coś poza wyrzutami sumienia.”
Rwa kulszowa mija. Niewykorzystane życie - niekoniecznie. Więc zanim zaczniesz znowu dźwigać cudze dramaty, weź hantle i przypomnij sobie, że Twoja kobiecość nie zna metryki.
A jak trzeba, to załóż kapelusz jak Bardot i powiedz światu z uśmiechem: "Mam was wszystkich w równo wyprasowanym bawełnianym berecie z lat 70tych."
Komentarze
Prześlij komentarz